Strzyga
Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 218
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
|
|
Cytat: | w szkole, jaka by Ci odpowiadała (przynajmniej takie odnioslem wrażenie) nauczyciel jest tylko (jak sama to ujęłaś) przewodnikiem i tylko doradza, dając możliwość uczniowi na samodzielne decydowanie o sobie. |
odniosłeś dobre wrażenie, taka relacja jest bardziej zdrowa(ale są to niestety tylko marzenia), myślę, że nauczyciel powinien, owszem wytyczać ścieżkę, którą mają dążyć młodzi ludzie, ale nie robić tego na zasadzie: jestem tu, bo mi płacą, wcale nie chce mi się siedzieć z wami, oprócz was mam jeszcze dzisiaj siedem lekcji, dlatego jak ktoś mi się tu wychyli, to skutecznie pokażę mu, gdzie jest jego miejsce-zamiast tego lekcje powinny być nieco luzniejsze, co nie znaczy, że chodzi mi o biegające po całej klasie bachory nakładające nauczycielowi kubeł na głowę wzajemny szacunek przede wszystkim, a wiadomo, ze uczniowie nie będą szanować nauczyciela zbyt uległego, ale też i zbyt surowego.
Cytat: | ...moment, kiedy dziecko powinno "przejść" pod coś takiego... |
„Zgodnie z moją definicją, wychowywanie jest urzeczywistnieniem roszczenia wychowawczego, podjęciem kroków zmierzających do zrealizowania uznanych za najlepsze dla drugiej osoby celów. ‘Spowoduję albo przynajmniej spróbuję spowodować, aby zdarzyło się to, co uważam za najlepsze dla ciebie’. Tak właśnie wygląda wychowywanie. [...] Wszystkie warianty wychowawcze, nawet jeżeli zewnętrznie bardzo się od siebie różnią, mają jedną cechę wspólną: roszczenie wychowawcze, przekonanie, że wie się lepiej niż osoby wychowywane, co jest dla nich dobre – przekonanie, które próbuje się wcielić w życie” (H. von Schoenebeck: Antypedagogika. Być i wspierać zamiast wychowywać )
Chodzi bowiem o odrzucenie stosunków góra-dół między rodzicami a dziećmi, a nie o brak wszelkich oddziaływań. Przeciwnie: antypedagogiczna relacja polega właśnie na (wzajemnym) oddziaływaniu, na współistnieniu, wspólnym życiu ludzi dorosłych i dzieci, gdzie dorośli stwarzają dzieciom dogodne warunki do rozwoju – do zdobycia życiowego doświadczenia i potrzebnych umiejętności, do rozwijania samodzielności, utrwalania wiary w siebie i tworzenia więzi z innymi ludźmi.
Czy antypedagogika opowiada się za „puszczeniem dzieci samopas”, bez opieki? Nic bardziej błędnego. Tej interpretacji przeczy już sam podtytuł książki Hubertusa von Schoenebecka: „Być i wspierać, zamiast wychowywać”. W tym streszcza się cała istota postawy antypedagogicznej wobec dziecka. Wspierać – i być obecnym. Być uważnym. Pozostawienie dziecku prawa do własnego zdania i własnych decyzji nie jest równoważne z „puszczeniem samopas”, „na ulicę”. Nie chodzi o „nieobchodzenie” – chodzi o szanowanie podmiotowości dziecka, traktowanie go jak odrębną istotę zdolną do samostanowienia (ale nie obojętną nam!). Rolą rodziców – i innych dorosłych ważnych w życiu dziecka – jest je wspierać, jednocześnie szanując jego suwerenność jako pełnowartościowej istoty ludzkiej. Służyć mu doświadczeniem i pomocą – a nie odmawiać mu prawa do podejmowania własnych decyzji i tworzenia własnego poglądu na świat.
Nie z każdą decyzją dziecka rodzice się zgodzą – to normalne, tak jak niekoniecznie zgadzają się z każdą decyzją swoich dorosłych krewnych czy przyjaciół. Jednak zasadniczo szanują te decyzje i zdolność dziecka do ich podejmowania – nawet jeśli czasem czują sprzeciw i starają się udaremnić ich wykonanie (tak jak mogą przeciwdziałać pewnym decyzjom podjętym przez innych dorosłych)! Jednocześnie rodzice wolni od pedagogicznych roszczeń przekonują się, że dziecko potrafi podejmować znacznie więcej sensownych decyzji w odniesieniu do siebie samego, niż na ogół się przypuszcza..
Co do pytania, czy uważam ze jest jakiś moment, w którym należy powiedzieć dzieciakowi, ze teraz może sam o sobie decydowac- należy dziecko wychowywać tak od małego...wbrew pozorom wcale nie wyjdzie mu to na złe, wręcz przeciwnie-Człowiek traktowany od małego jako odpowiedzialny za siebie wie, że nie może zrzucać odpowiedzialności na kogoś innego – że cokolwiek robi, wynika w sumie z jego decyzji, i jego też dosięgną konsekwencje – nie pozwala więc sobie na nieodpowiedzialność. Tak to działa, o czym przekonują się rodzice od lat realizujący antypedagogiczną (czy też: postpedagogiczną) postawę w swoim życiu rodzinnym (w tym sam autor Antypedagogiki..., ojciec trojga dzieci – w tym dwojga dziś już dorosłych). „Nasze dzieci – pisze von Schoenebeck (1993) – są za siebie odpowiedzialne od chwili swych narodzin, tak właśnie je postrzegamy i nie przeszkadzamy im w tym. Decyzje, które podejmują, nie są dla nich niebezpieczne, a wypadki zdarzają się rzadko, gdyż nie ulegają pokusie przeceniania swoich możliwości. Kiedy sądzą, że nie są w stanie dokonać prawidłowej oceny sytuacji, upoważniają nas dorosłych do zadecydowania za nie. Cenią nasze doświadczenie, kompetencję i siłę fizyczną i chętnie z nich korzystają, a my z przyjemnością dzielimy się z nimi.
Nasze dzieci nie nadużywają swojej wolności. Nie są niewychowane, lecz wzrastają wolne od wychowywania, to znaczy, że nie muszą bronić się przekorą i nieposłuszeństwem przed pedagogicznymi atakami, lecz wolne od takich napaści rozwijają postawę prospołeczną. Nie zdarza się, aby się raniły nożami, widelcami, nożyczkami, prądem, nie zalewają wodą mieszkań, nie niszczą dla zabawy jedzenia, nie depczą kwiatów, nie męczą zwierząt, nie mażą po ścianach ani nie psują zabawek. Są w naturalny sposób uważne.”
Okazuje się, że człowiek staje się prospołeczny nie dlatego, że go do tego zmuszono, tylko dlatego, że wzrasta w przyjaznej atmosferze, przekonując się, że ludziom można i warto ufać, i że warto być godnym zaufania.
Ja wychowywałam się sama, kiedy zmarła mi mama miałam 13 lat i nikogo, kto by się mną zajął...zajęłam się sama i - jak widać nie wyszło mi to aż tak zle
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
poczytaj sobie nieco o antypedagogice, lepiej zrozumiesz o co mi chodzi
pozdrawiam
|
|